Krótka refleksja na temat strategii eksploatacji
Spytano mnie, ile razy wymieniałem olej w skrzyni biegów mojego samochodu. Zapytałem więc mojego sympatycznego serwisanta. Odpowiedział, że instrukcja, dla zaliczonego przebiegu, wymaga dwukrotnej wymiany, a żadnej dotychczas nie było. Spytał, jakie mam zastrzeżenia i powiedział: „nie ma powodów do zmartwienia, ilekroć wymieniałem olej w automatycznej skrzyni biegów, wówczas dopiero zaczynały się kłopoty”. Podjęliśmy więc decyzję: auto ma jeździć, a nie stać w serwisie i generować koszty.
To doświadczenie nasuwa skojarzenia z teorią eksploatacji maszyn, w której funkcjonują dwa założenia: pierwsze: „nie interweniuj bez potrzeby”, drugie: „zapobiegaj kłopotom”. Sprzeczność tych sloganów jest tylko pozorna. W eksploatacji wyróżnia się kilka poziomów nadzoru, określanych zwykle terminami anglojęzycznymi. Operowanie nimi (reactive, preventive, prognostic, proactive) podnosi ego osób wykładających teorię i promujących coraz wyższe poziomy strategii eksploatacji (np. TCM), opartych na totalnym władztwie ekonomii. Niestety stopień wdrażania wciąż pozostaje w dysproporcji z siłą argumentacji.
Opinia mojego serwisanta odpowiada dokładnie założeniu strategii reaktywnej (od awarii do awarii) i nie można jej odmówić racji w wielu przypadkach. Szeroko stosowana strategia prewencyjna, zakładająca działania zapobiegawcze w okresach i zakresie przewidzianych w instrukcjach eksploatacji, ma istotną wadę: nigdy nie wiadomo, czy działamy (i ponosimy koszty) za wcześnie, czy za późno. Nie wymieniając, już dwukrotnie, oleju w skrzyni biegów utrzymałem w kieszeni całkiem znaczą sumę. Może pokryje koszt remontu?
Pragnąłbym, aby mój samochód był na tyle inteligentny, by informować o stanie swych zespołów, abym wiedział, kiedy i co muszę zrobić i ile to mnie będzie kosztować. Współczesne strategie eksploatacji – prognostyczna i proaktywna – rozwijają się w tym kierunku, stwarzając podstawy racjonalnych decyzji na podstawie diagnostyki opartej na monitorowaniu stanu technicznego. Jest to dziedzina wciąż niedostatecznie znana użytkownikom pomp, zupełnie pomijana w programach kształcenia na uczelniach. Miło mi donieść, że pierwszy krok udało się zrobić – od dwóch lat przekonuję studentów, że wiedza o eksploatacji będzie im bardziej przydatna niż o projektowaniu wirników.
Zamyka się koło moich doświadczeń w eksploatacji pomp. W latach 60., będąc konstruktorem pomp w Świdnickiej Fabryce Urządzeń Przemysłowych, wzywany nieraz do niezapomnianego dyrektora Stanisława Kosarzewskiego, słyszałem: „panie inżynierze, mamy kłopot w (tu padała nazwa zakładu, zwykle w Polsce), proszę wziąć montera – Wojciechowskiego lub Peruckiego i udowodnić, że pompa jest dobra, wina nie leży po naszej stronie”. Mam na sumieniu niejeden „sukces” w realizowaniu tak pojętej strategii reaktywnej, uzyskiwany argumentem: „wy wycofujecie reklamację, my uruchamiamy pompę”. Reklamacja znikała ze statystyki obciążającej Zakład, o tyle groźnej, że konsekwencją było obniżenie przyznawanych środków przez Zjednoczenie (tak działały reguły gospodarki nakazowo-rozdzielczej). Miałem emocje oraz podróże krajowe i zagraniczne, i pracę ponad 8-godzinną.
Później były kolejne doświadczenia w eksploatacji na zasadzie strategii prewencyjnej w wodociągach w Bagdadzie oraz ciekawsze, w rafineriach w Kuwejcie i Abu Dhabi, w których eksploatacją pomp rządziły zasady strategii prognostycznej.
Komentarze