Felieton: o potrzebie pamięci
Każda dziedzina wiedzy rozwija się stopniowo. Technika pompowa zawdzięcza swój rozwój rzemieślnikom czasów starożytnych, wizjonerom i twórcom epoki Odrodzenia, inżynierom rewolucji przemysłowej, współczesnym badaczom i konstruktorom.
Świadectwem kultury jest pamięć o tych, którzy wnieśli swój wkład w ten rozwój.
Nie sięgając dalej niż w wiek dziewiętnasty, wymienić należy świadectwa pamięci o kilku najbardziej znanych. W Brunszwiku działa instytut nazwany imieniem Carla Pfleiderera. W Phillsburgu – laboratorium imienia Aleksego Stepanoffa, w Leningradzie instytut prof. Łomakina. W Polsce jedna z sal Politechniki Warszawskiej nosi imię Czesława Witoszyńskiego. Polskie wytwórnie pomp dowiodły pamięci swojej historii. Podczas uroczystości z okazji 100-lecia Warszawskiej Fabryki Pomp odsłonięto tablice z nazwiskami Stefana Twardowskiego i Szczepana Łazarkiewicza. Grudziądzka firma, dawna Odlewnia i Emaliernia, zmieniała nazwę na Hydro-Vacuum i przyjęła znak H-V, aby dać wyraz pamięci o założycielach, którymi byli Joseph Herzweld i Carl Victorius. Historia WFP, H-V oraz POWEN, znalazła się w bogatych wydawnictwach albumowych. Autorom tych dzieł – Wiesławowi Kańtochowi i Wojciechowi Grabowskiemu należą się wyrazy uznania. Chciałoby się wymienić więcej przykładów.
Rozwój techniki pompowej wyraża się i dokumentuje publikacjami. Adam T. Troskolański, erudyta i purysta językowy, znany i ceniony przez językoznawców, autor wielu dzieł z dziedziny hydromechaniki, w książce „O Twórczości". Piśmiennictwo naukowo-techniczne, zalicza publikacje inżynierskie do kategorii twórczości, o ile spełniają pewne warunki w ciągłym procesie postępu”. W polskiej literaturze ciekawe ślady przemyśleń, doświadczeń i porad o pompowaniu wody znajdują się już w XVII wieku. Jędrzej Solski w dziele Architekt Polski, pisze o machinach ziemnych i wodnych. Z XVIII wieku pochodzi rozdział Machiny do podnoszenia wody dzieła F. Kucharzewskiego i W Klugego pod tytułem Wykład hydrauliki.
Współczesny katalog polskiej literatury z dziedziny pomp otwierają monografie już nieżyjących Szczepana Łazarkiewicza, Fryderyka Jankowskiego, Adama T. Troskolańskiego i Mieczysława Stępniewskiego. Jak daleko sięga nasza pamięć o tych dziełach? Pamiętamy czy poddajemy się naturalnemu procesowi zaniku pamięci? Odpowiedź na te pytania znajduje się w spisach literatury zamieszczanych w naszych publikacjach. Pamięć świadczy o kulturze autorów. Praktyka nie potwierdza stosowania dobrych standardów.
Na początek dobre przykłady. Znów od mojego mentora. A. T. Troskolański trzy tomy Hydromechaniki dedykuje kolejno profesorom: Huberowi, Rauszerowi i Brożce (u tego ostatniego był asystentem we Lwowie). Nasuwa się refleksja – gdzie te czasy mistrzów i nauczycieli? W książkach „Pompy wirowe”, pisanych z Szczepanem Łazarkiewiczem, znajdują się spisy literatury, które do dziś powinny być wzorem do naśladowania; na wstępie dzieła o charakterze historycznym, dzieła podstawowe, książki do nauki i praktyki oraz artykuły, a w kolejnych rozdziałach liczne źródła. Obaj autorzy, mający w swym dorobku liczne osiągnięcia i publikacje, wymieniają je raz, lub dwa razy wśród licznej rzeszy autorów. To nie tylko skromność – to świadectwo szacunku dla dorobku innych i brak potrzeby podawania własnego, który przecież znalazł się w treści książki.
Niestety, większość książek z dziedziny techniki pompowej, wydawanych w ostatnich latach, oraz publikacji w czasopismach branżowych, nie najlepiej świadczy o pamięci i dobrych obyczajach autorów. Powszechną praktyką jest podawanie prac własnych, niekiedy w liczbie kilkunastu na kilkanaście pozycji literatury. Pomija się okazję do przypominania dorobku poprzedników, na przykład profesora Jankowskiego w książkach z dziedziny pompowni wodociągowych. Zapomina się o przywoływaniu tych wcześniejszych, oryginalnych publikacji, na podstawie których omawia się specyficzne zagadnienia, przywłaszczając sobie tym samym pierwszeństwo i autorstwo odkrywania i twórczego rozwijania problemów. W zamian wymienia się promotorów i recenzentów, a ponadto kolegów, licząc na wzajemność.
Książek i artykułów nie pisze się bez motywacji. Publikowanie w celu budowy listy dorobku liczonego ilościowo dla awansu w konkurencji, a tym bardziej dla gromadzenia punktów w rankingach, od których zależy finansowanie placówek naukowych, powinno przejść do historii, jako hamujące ich faktyczny rozwój. Publikuje się z nadzieją na zainteresowanie i zapamiętanie przez czytelników. Taką motywację powinny wspierać redakcje czasopism. Oznacza to m.in. potrzebę pobudzenia, zwłaszcza grona współpracujących autorów i członków Rad Programowych, do dyskusji, krytycznych ocen i komentowania zamieszczanych artykułów. Tej sprawie pragnę poświęcić kolejną wypowiedź.
Komentarze